- Baśka, Baśka ty nie przestaniesz mnie zaskakiwać - powiedziałem do niej. spojrzała na mnie tylko wymownie, a może i nie i powiedziała: - no co, taka już jestem. - jesteś, jesteś. - ja to ja, ale on to dopiero BYŁ - powiedziała i westchnęła. - co znowu za on i że dlaczego BYŁ? - on - imię sobie w tajemnicy zachowam - BYŁ, bo go nie było. - Baśka możesz jaśniej. - mogę, mogę. no więc słuchaj, przez jakiś czas biurko w biurko z nim pracowałam, to znaczy bardziej ja pracowałam, a jego biurko to nieustannie jego nieobecnością świeciło. ja codziennie rano meldunek: łubu-dubu, łubu-dubu, kawa, komp i do dzieła,
a jego nie ma. rano to chyba nigdy go w centrali nie widziałam. grunt to się ustawić, co nie. - niezły początek, dawaj dalej. - na początku mnie to za bardzo nie obchodziło, nie moja przecież sprawa, nie ja mu płacę, co mnie to obchodzi. - no nie ty, tylko pracodawca. - no właśnie, ale wiesz ciekawość moją już znasz. - no znam. - no właśnie i to ona, skubana jedna tak przy biurku spokojnie siedzieć nie dawała, musiała ona, a jak i ona, to i ja, musiałyśmy się dowiedzieć, co on robi.
- jasna sprawa, gdzie taki dwóch jak ty i twoja ciekawość szukać.
- nie szukać najlepiej, tylko słuchać. - słucham i pytam, czy dowiedziałyście się co robił, gdzie BYWAŁ, jak go nie było? - dowiedziałyśmy się, a pewnie, że tak, tylko nie tak od razu, to nie taka prosta sprawa była.
- a czemu nieprosta?
- bo wiesz o nim i jego pracy to nikt za bardzo nic nie chciał mówić.
- nie chciał, jak to, co on w jakieś konspiracji robił, agent, znaczy się jakiś.
- żaden agent, ani żadna konspiracja, po prostu mało kto, jakiś konkret znał, którego mógł się chwycić, jak tonący brzytwy.
- to znaczy, że on robił, tylko nikt nie wiedział co on robi. oj ty, baśka, to szara eminencja jakaś.
- no nie taka szara, bo to raczej kolorowy i wolny ptak był, w obyciu i w stroju. nie raz widziałam jak na imprezie firmowej zatańczył. bo na imprezach się pojawiał.
- to jak się dowiedziałaś?
- normalnie, wprost u samego podejrzanego.
- jak u samego podejrzanego?
- no normalnie, przecież znasz mnie, ja kobieta pracują jestem, o przepraszam kobieta ciekawa jestem i żadnego pytania się nie boję.
- no wiem, ale mów jak to zrobiłaś.
- no mówię przecież, że normalnie. wzięłam i normalnie kolorowego ptaka ustrzeliłam, to znaczy przy barze go przyszpiliłam i zapytałam.
- jak zapytałaś?
- no co mnie tak zapytujesz, no normalnie.
- to znaczy jak?
- a tak, że w oczy mu zajrzałam i powiedziałam, że bardzo interesuje mnie co on u nas robi, bo go ciągle nie ma.
- a on?
- a on na to tak, że im częściej go nie ma i dłużej tym lepiej.
- jak lepiej?
- no lepiej, bo się okazało, że on cały czas się z kimś spotyka i w jakiś spotkanio-konferenacjach uczestniczy.
- cały czas?
- mówił, że cały czas.
- no dobra, ale dowiedziałyście się co on w trakcie tych spotkań robi, jaki jest ich cel.
- pewnie, że się dowiedziałyśmy, nie po to ze sobą swoją ciekawość zabierałam.
- i co robił mów wreszcie.
- ano nie wiem, czy uwierzysz, ale on po prostu mówił tym wszystkim innym co my robimy, co sprzedajemy, jak funkcjonujemy i na czym nam zależy.
- i co i to wszystko?
- no wszystko, widzę, że cudu, objawienia się spodziewałeś.
- trochę
- to zaraz nastąpi, posłuchaj dalej. on nie tylko mówił, ale również o to samo pytał, normalnie informacje w kulturalny sposób zbierał i w ten sposób znajomości poszerzał.
- jak poszerzał?
- no normalnie, ze spotkania na spotkanie coraz więcej ludzi znał i coraz więcej ludzi jego znało.
- można tak?
- jak widzisz można, bo on spryciula na zakończenie każdego spotkania to jeszcze swojego rozmówcę pytał: kogo on zna z kim on powinien porozmawiać. zawsze tylko o jedną osobę pytał i z tą osobą na spotkanie kolejne się umawiał. łatwiej mu było, bo na rozmowę poprzednią, na rekomendację zawsze się powoływał.
- niezłe, niezłe.
- no niezłe i tak krąg poszerzał.
- i to właśnie robił.
- tak, dokładnie. Przy barze powiedział mi dokładnie, że on kapitał relacyjny naszej firmie buduje.
- fiu, fiu ładne, kapitał relacyjny. a czy wiesz, czy to się wam opłacało?
- opłacało się, tylko jedną historię na zakończenie tej historii ci opowiem.
- dawaj.
- wyobraź sobie pokój zarządu, może gabinet lepiej, najlepiej w samo południe. gorąco na zewnątrz, gorąco wewnątrz, bo temat ważny i gorący, bo międzypaństwowy i duży.
wszyscy siedzą, debatują i nagle prezes mówi:
- dobrze byłoby o tym z kancelarią prezydenta lub z samym prezydentem porozmawiać, tylko jak to zrobić, bo do tej pory tego nie robiliśmy, ktoś wie?
w gabinecie nastała cisza, która powiedziała: o kurczę wysokie progi.
- i wiesz nie spuścił głowy tylko on, wiesz co zrobił?
- nie
- podniósł ze stołu telefon i krótko z kimś rozmawiał.
- i co się stało?
- a to się stało, że może 20, 30 minut później podał telefon prezesowi i powiedział:
- proszę, prezydent na linii. po krótkiej rozmowie i zgodzie na spotkanie prezes spojrzał na niego i zapytał:
- jak to?, a on tylko odpowiedział:
- I know people who know people.
Kommentare