warszawa.godzina.5.00 rano. jeszcze się dobrze dzień nie zaczął. nie zdążył się nawet zacząć, a ja co?
a ja jak zwykle* już drzwi taksówki otwieram i szybko z ulicy znikam.
- na dworzec? - przyjemny w odsłuchu głos pyta.
- tak, tak, na dworzec, 3 razy Z poproszę - zażartowałam.
- trzy razy Z - wyjaśni pani - bo nie rozumiem.
- trzy razy Z, czyli jak Zwykle, Zwyczajnie, Zwyczajowo, prawie jak co dzień.
- jak to prawie, jak co dzień?
- a tak wychodzi, taka praca. w podróży z miejsca do miejsca nieustannie jestem.
- a pan przecież podobnie ma? - zapytałam.
- ano podobnie - odpowiedział taksówkarz, starszy już pan. ja też z miejsca do miejsca. z miejsca do miejsca. z miejsca do miejsca. z miejsca do miejsca. z miejsca do miejsca. tak w takt. taki takt.
- a długo już pan tak w ten "takt, z miejsca do miejsca"?
- ja? - tak, długo - proszę pani - ponad 40 lat. przez większość życia w empete jeździłem. fiata , polskiego fiata długo miałem. teraz też fiata mam. ale to już nie taki fiat jak tamten żółty fiat. fiat 125p.
- znaczy się taki żółty klasyk z pe-er-elu?
- tak, taki jak w zmiennikach bohaterem był, zna pani, a może pani pamięta?
- pamiętam, pamiętam, to dziwne czasy były.
- dziwne, inne chyba - lekko w zamyśleniu mój taksówkarz odpowiedział.
- inne, chyba ma pan rację. 40 lat już pan taki jeździ - zaskoczona wyszeptałam, jakby sama do siebie - strasznie długo.
- ano długo. ale wie pani jeszcze z 10 lat pojeżdżę.
- 10 lat jeszcze - dopowiedziałem, coraz bardziej zaskoczona.
- a z 10, a co mi tam.
- przecież nie musi pan.
- a właśnie, że muszę. nie mogę jakoś przestać. rano wstaję, szykuję się. z domu szybko wychodzę, fiata zapalam i w takt, z miejsca do miejsca. nie mogę inaczej, do ludzi mnie ciągnie. w świat muszę.
- lubi pan to?
- wie pani, tak lubię. kiedyś lubiłem Bardziej, dziś nieco mniej lubię, ale to "nieco mniej" to bardzo małe jest.
- czemu mniej?
- bo Mnie chyba już tak w ogóle mniej.
- jak mniej? - zaciekawiona, ciepło zapytałam.
- tak metafizycznie.
- ale ładnie pan mówi - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się kolejny raz. co za gość, co chwilę sprawia, że się uśmiecham. chcę więcej.
- dziękuję, mimo, że mniej, to jednak przestać nie mogę. sam w domu jestem. dlatego chyba nie przestaję. do ludzi gnam, pogadać lubię. i jak jest okazja to gadam. prawie zawsze gadam.
- pewnie, nie ma to jak z drugim człowiekiem pogadać.
- zgadza się. odkąd czuję, że mnie coraz mniej, to gadać mi się chce coraz więcej.
- to znaczy, że jeździ pan dłużej?
- nie broń boże, długo nie jeżdżę. max 3 - 4 godziny dziennie, zawsze rano. później nieznośne miasto się staję.
- a potem, co pan robi, skoro pan tak do ludzi potrzebuje?
- a później to się przyjemnościom oddaje?
- przyjemnościom - zapytałam tym razem lekko przerażona.
- wie pani, samochód odstawiam i do swojego ulubionego baru z książką się wybieram.
- do baru, z książką, też tak chcę - zajęczałem z zazdrości, dzisiaj też?
- dzisiaj też.
- ależ panu zazdroszczę, i co tam w tym barze robi, jak pan sobie czas uprzyjemnia?
- kieliszek, może dwa kieliszki koniaku sobie wypijam, smakuje, do tego cygaro lub fajkę palę i nieustannie myślę, a myśli sobie na kartce notuje. a w przerwach książkę czytam, jak ten gość z filmu bez litości. samotny pan w kącie baru, a historia ciekawa.
- dużo pan takich kartek ma?
- oj dużo.
- a nad czym pan tak myśli?
- nad tym, co mi wcześniej ci wszyscy ludzie w taksówce powiedzieli.
- i co wtedy się dzieje, jak pan o tym myśli?
- wtedy lepiej się czuję.
- lepiej niż kiedy? - ale wścibska jestem, ale co tam baba to baba.
- wtedy kiedy nie mam o czym myśleć. nawet wtedy koniaku nie piję i fajki nie palę. nie ma chęci, woli. a jak pojeżdżę to wtedy się ta reszta sama dzieje, dlatego jeżdżę. myśli od ludzi potrzebuje, by mi lepiej było, kiedy czuję, że jest już mnie mniej.
gdy to zdanie usłyszałam w myślach je kilka razy ostatnie powtórzyłam:
"myśli od ludzi potrzebuje, by mi lepiej było, kiedy czuję, że jest już mnie mniej"
"myśli od ludzi potrzebuje, by mi lepiej było, kiedy czuję, że jest już mnie mniej"
"myśli od ludzi potrzebuje, by mi lepiej było, kiedy czuję, że jest już mnie mniej"
uśmiechnęłam się i powiedziałam:
– czyli myśli ludzkie dla pana więcej warte niż ludzkie pieniądze?
– więcej - odpowiedział starszy pan, odwrócił się i spojrzał się TAK, ŻE STAŁO SIĘ GO WIĘCEJ.
zwykle* - zwyczajowo, zwyczajnie znaczy się.
Comments