drugi w cyklu list do Profesora
Drogi Profesorze,
Nowy Rok rozpoczęty na dobre. Cieszę się, że pierwszy list dotarł i sprawił Profesorowi odrobinę przyjemności. Zakładam, że to dobry prognostyk na kolejne listy, w których mam nadzieję, powtórzymy, tak przez nas cenione, ścieranie myśli. Oczywiście w funkcji ostrzenia tychże.
W nauce jest kilka pytań fascynujących. Na przykład te fundamentalne, np: czy kiedykolwiek dowiemy się, dlaczego wszechświat jest taki, jaki jest? I oczywiście może się zdawać, i jest całkiem prawdopodobne, że słowo “dlaczego” jest tu niewłaściwie użyte. Niewłaściwie względem świata. Choć to pytanie bardzo ludzkie.
Kiedyś rozmawialiśmy, a ściślej mówiąc, pisaliśmy o stopniach dowodzenia i związaną z tym pewnością w twierdzenia dotyczące obserwowalnego świata. Jak zapowiedziałem w poprzednim liście pragnę od tego zacząć. Chcę bowiem zacząć od fundamentów. Zależy mi, aby Profesor przejrzał z uwagą wywód i wskazał mi ewentualne niedociągnięcia lub obszary wymagające uzupełnienia. Pragnę bowiem, aby w kolejnych naszych listach opierać się na przedstawionym poniżej rozumieniu nauk.
Struktura nauk przyrodniczych jest następująca. Fizyka opiera się na matematyce, chemia na fizyce, biologia na chemii i w zasadzie, przynajmniej domyślnie, nauki społeczne na biologii. Przy czym ostatnie stwierdzenie, dotyczące nauk społecznych “opierających” się na biologii, rozwinę nieco później. Tu bowiem, jest newralgiczny moment. Tu bowiem, jak mawiamy, pies pogrzebany [1]. To miejsce, gdzie spory się toczą i gdzie błędy się mnożą.
Fizyka zasadniczo zajmuje się badaniem najbardziej fundamentalnych i jednocześnie uniwersalnych właściwości wszechświata. Bada i opisuje również przemianę materii i energii oraz oddziaływania pomiędzy energią i materią. Używa do tego “języka” matematyki. Matematyki, która wymogła naukowy rygor w fizyce.
Fizyka dała w prezencie chemii opis atomu. Z tego podarku, chemia robi wspaniały użytek opisując siły wiążące atomy w związki chemiczne. “Dzięki dokładnie takiej, a nie innej, wartości stosunku oddziaływania elektromagnetycznego do oddziaływania silnego hel i beryl wchodzą w rezonans we wnętrzu gwiazdy, co pozwala im w wyniku syntezy przekształcić się w węgiel, który jest niezbędny do życia, jakie znamy.”[2]
Życie na ziemi stoi na węglu, że tak pozwolę sobie użyć wyświechtanej frazy, ale która dopiero w zestawieniu, o którym piszę powyżej, nabiera zasadniczego znaczenia.
Na każdym etapie powstawania życia, dostrzegamy niezwykłą precyzję. Gdyby choć odrobinę pewne parametry przybrały inną wartość możemy założyć z dużym prawdopodobieństwem, że życie nie mogłoby się rozwinąć. Gdyby oddziaływanie grawitacyjne było słabsze, materia nie skupiłaby się w gwiazdy i planety. Gdyby oddziaływanie elektromagnetyczne było silniejsze, protony w atomie odpychały by się zbyt mocno uniemożliwiając “utrzymania się” atomu. Gdyby w naszym organizmie podnieść ilość cząstek tlenu. Gdyby…
Jest (na szczęście?) inaczej i chyba dlatego żyjemy. Dlatego, ale już chyba nie z tego powodu. Słowem, trzeba być uważnym, by nie mylić przyczyn ze skutkami.
Dla Profesora to pewnie wszystko nie pierwszyzna i domyślam się, że w głowie Profesora może pojawiać się teraz pytanie, do czego zmierzam, co mnie podkusiło pisać o podstawach życia.
Śpieszę z wyjaśnieniem. Lubię naukę zwaną psychologią, odkąd ponad dwadzieścia lat temu, rozpocząłem na uczelni przygodę poznawczą z tą dziedziną. Kręta to była podróż. Wciąż jest. Kręta i wyboista.
Dlaczego?
Ano między innymi dlatego, że psychologia moja kochana, jako nauka flirty zaczęła uprawiać i pogubiwszy się, w ślepe zaułki powędrowała. Nic to, można by jeszcze powiedzieć, nic to, przecież błądzić rzeczą ludzką. Błądzić tak, ale nie korygować błędów to już przesada. Błądzić tak, ale pozostawać z nieuzasadnioną dumą w ślepym zaułku, w ciemnym zaułku, żeby nie napisać w ciemne …., to już przesada. Przesada, gdy błędy, a czasem jawne bzdury, podnosi się do rangi…No właśnie, jakiej rangi? Mody, samozadowolenia, samooszukiwania?
Robert Trivers, socjobiolog, napisał: “Moim zdaniem kluczem do rozwoju bardzo solidnej i wyrafinowanej nauki fizyki jest całkowity brak w jej tematyce interakcji społecznych czy jakichkolwiek treści społecznych. Mówiąc bardziej ogólnie, wyobrażam sobie, że im większa społeczna treść dyscypliny, tym wolniej będzie się rozwijać, ponieważ stoi ona po części w obliczu większych sił oszustwa i samooszukiwania się, które utrudniają postęp. Tak więc psychologia, socjologia, antropologia i ekonomia mają bezpośrednie implikacje dla naszego poglądu na siebie i innych, więc możemy się spodziewać, że sama ich struktura zostanie łatwo zdeformowana przez samooszukiwanie się.”[3]
Cały kunszt psychologii, cała esencja rzekłbym zawiera się właśnie w tym, że swą poznawczą aparaturę zwróciła na człowieka. To jej siła, bywa że jej piękno, ale z pewnością, to również jej największe obciążenie, odwołując się do przytoczonych słów Triversa. Psychologia to wciąż dziedzina nauki, która może poszczycić się rzetelnymi badaniami i odkryciami. Może i powinna. Ale wygląda na to, że roboty po stronie rzetelności jest więcej do zrobienia, niż powodów do dumy. Mętnie robi się podwójnie i poczwórnie, gdy dokonuje się transfer wiedzy psychologicznej, do obszaru zarządzania personelem, czy szeroko pojętych relacji międzyludzkich w sferze zawodowej. Tak mętnie, że Stajnia Augiasza, przy tym bajzlu, jawi się niczym pokój guwernantki z wiktoriańskiej Anglii.
No tak, Profesorze, lekko nie jest, ale nawet przez największy bałagan, można się przebić, co niniejszym listem również czynie, bo jak napisałem kilka słów wcześniej, ja po prostu psychologię jako naukę lubię i lubię też tę wiedzę zaprzęgać w mozole, do codziennych ludzkich aktywności.
Dlatego właśnie chciałem do Profesora w tej sprawie napisać, i podzielić się tym, w jakim porządku (w sensie - rzędzie) znajduje się psychologia. Od tego zaczynam, bo gdy w kolejnych listach będę się z Profesorem dzielił obserwacjami, ciekawostkami czy też pytaniami, właśnie z tych miejsc, gdzie psychologia styka się, z codziennym, jej praktycznym wymiarem, to za punkt odniesienia będę miał tak opisany porządek nauk. Fizyka, chemia, biologia, psychologia.
Powoli zmierzam ku końcowi, ale jeszcze słówko na temat zarzutu, który dość często pojawia się, gdy mowa o fizycznych, chemicznych i biologicznych podstawach, na których może stać gmach psychologii. Jest to zarzut redukcjonizmu. Zarzut, jakoby psychikę ludzką, świadomość, procesy myślowe, dzięki takiem ustawieniu chcielibyśmy zredukować do chemiczno - elektrycznych wyładowań w obrębie układu nerwowego ssaków naczelnych. Nie może tu być mowy o redukcjonizmie, bowiem nikt takich roszczeń nie wysuwa. Nie stawiane są bowiem tezy pod tytułem: rozpatrzmy osobowość człowieka w oparciu o subatomowy poziom organizacji energii, albo: przypatrzmy się motywacji w miejscu pracy, uwzględniając ciśnienie tętnicze krwi. Korzystanie z biologicznego, chemicznego i fizycznego świata naukowej braci, to skrupulatne, powolne i żmudne poszukiwanie odniesień w tych obszarach. Skoro jako ssaki podlegaliśmy i podlegamy prawom ewolucji, to absolutnie zasadne jest, abyśmy przyjrzeli się, na przykład, jakie zachowania w obrębie grupy sprzyjają jej (grupy) przetrwaniu a jakie przetrwaniu jednostek.
I może tak się zdarzyć, że część zachowań ma silny komponent “ewolucyjny”. Innymi słowy psychologia może, czy raczej powinna poszukiwać umocowania w tych obszarach wymienionych nauk, gdzie mamy już silne dowody, czy wręcz nazwane prawa.
Ma to jeszcze jedną ważną funkcję. Zabezpiecza, choć czasem nieskutecznie nad czym ubolewam, ale ten wątek już poruszę w kolejnych listach, zatem zabezpiecza, przed odrywaniem się psychologii w rejony skażone nonsensem, gdzie na przykład łamane są prawa fizyki, chemii lub biologii.
Profesor pozwoli, że zakończę dowcipem, ale dowcipem szczególnym, bo jak mniemam, wyraża on w krótkiej puencie, cały mój, być może przydługi i zawiły wywód.
Przychodzi do lekarza mama z córką.
- Panie doktorze, pomocy! - zaczyna matka - jestem zrozpaczona, w panu cała nadzieja.
- Słucham - pyta doktor.
- Widzi Pan, córka ma wytrzeszczone oczy. Już od tygodnia. Byliśmy z tym u psychologa, bowiem przeczytałam na poradnikowym forum, że takie wytrzeszczone oczy mogą być objawem nieuświadomionego lęku i archetypowych wzorców traumy. Taka niezgoda na świat, rodzaj buntu. Tak mówiła ta pani psycholog. Pan rozumie, prawda, panie doktorze?
- Tak, rozumiem - spokojnym głosem odpowiedział doktor.
- I co Pan zaleca w takiej sytuacji, z taką diagnozą?
- Rekomenduje poluzowanie gumki do włosów na kucyku.
18.01.2023
[1] Da liegt der Hund begraben. http://www.edusens.pl/edusensownik/tu-lezy-pies-pogrzebany-czy-pogrzeba-zapozyczony-frazeologizm [2] “Biologiczne podstawy psychologii. James W. Kalat, PWN, Warszawa 2020. [3] “The Folly of Fools”, Robert Trivers, Basic Books, New York, 2011.
Comments