Kawa. Początek.
Pierwszy łyk. Jeszcze nic. Czekam. Drugi łyk. Spoglądam na zegarek. Czasu mam dziś wyjątkowo dużo. Może zbyt dużo, ale teraz jeszcze o tym nie wiem. Piję łyk trzeci i czuję, że pierwszy zaczyna działać. Jest dobrze. Czeka mnie dzisiaj kreatywna robota.Rozpędzam się, jak jakiś tekst na blogu. Jest dobrze, jest naprawdę bardzo dobrze. Teraz tylko kartka i piszę. Zatem.
- Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? - głos jakby z innej planety, przerwał mi nadchodzący wkręt w pisanie. Musiałem zrobić jakaś idiotyczną minę wskazującą na nieogarnianie rzeczywistości, bo jegomość powtórzył grzecznie pytanie:
- Czy to miejsce jest wolne?
Drugi i trzeci łyk kofeiny uderzał właśnie w tętnice. To drobna acz znacząca zmiana w strukturze składu cząstek w moim ciele, zgodnie z oczekiwaniem dodawała mi wigoru i powoli wynurzała mnie z introwertycznego kokonu.
- Jasne, proszę siadać - z przesadną jowialnością odparłem nieznajomemu, a on jakby odczytując moje naznaczone wątpliwością myśli, najnormalniej mi się przedstawił:
- Profesor W, bardzo mi miło.
Cała ta sytuacja nieco wybiła mnie z rytmu, który właśnie miał mnie prowadzić do kreatywnych pomysłów, a może i decyzji, ale miała w sobie również coś z książkowych spotkań. Takich, gdzie to w codzienność wkrada się nieznajomy i odmienia bieg zdarzeń. Roześmiałem się w duchu do własnych myśli i wróciłem nad swoją kartkę zapisując pierwszy składowy parametr decyzji, którą dziś musiałem rozważyć.
Kawa. Dialog.
- Pan pozwoli, że o coś spytam - zagaił nieznajomy, który właśnie przestał być zupełnie nieznajomy, stając się znajomym Profesorem W.
- Tak, proszę - opowiedziałem kurtuazyjnie, choć podskórnie kiełkowała ciekawość względem jegomościa.
- Pan jak sądzę, lubi o sobie dobrze myśleć?
- Hm, to znaczy? - wciąż kurtuazyjnie, wciąż bezmyślnie kontynuowałem.
- To znaczy, że bliżej panu do opisu własnej osoby, że bliżej panu do takich opisów jak samodzielny, stanowczy, racjonalny, zdroworozsądkowy, stąpający po ziemi, doświadczony, współpracujący.
- W istocie.
- I raczej nie podpisałby się pan, pod opisem: zaborczy, małostkowy, ograniczony, powolny, fruwający w chmurach, samolubny?
- Tak, zgadza się.
- A chciałby pan, żeby o panu mówiono, że jest pan kreatywny?
- Ja jestem kreatywny. To oczywistość.
- Ale ja nie pytam o to. Zresztą śmiem wątpić, czy pan jest rzeczywiście kreatywny, ale zostawmy teraz ten temat. Ja się pytam, czy chciałby pan, aby o panu tak mówiono?
- No tak. Ale do czego pan zmierza?
- Pan pozwoli, że poddam pana cierpliwość próbie. Obiecuję, że to panu wynagrodzę.
- No dobrze, więc co dalej?
- Jak mniemam, jest pan menadżerem wysokiego szczebla. Zgadza się?
Tu ponownie na mojej twarzy musiało zarysować się coś tak niewiarygodnie głupiego, bo profesor z automatu pośpieszył z wyjaśnieniem.
- Niech się pan nie obawia, nie czytam w pana myślach ani nie jestem szpiegiem. Po prostu, łączę pewne informacje. Wie pan, siedzimy w kawiarni w dzielnicy biurowców, pan jest elegancko ubrany, w strój, że tak powiem roboczy. No i jeszcze ta pora lunchu, jak to się mówi. Pan oczywiście na kawie, a nie na lunchu. I notes pan ma. Piękny, duży w skórzanej obwolucie. A na obwolucie logo, czyż nie?
- Trudno się nie zgodzić - odparłem nieco zmieszany.
- Zatem intuicja mi właśnie podpowiedziała, że jest pan menadżerem. Pan oczywiście też korzysta z intuicji?
- Jakże by inaczej - odparłem niemal oburzony.
- I pan to lubi, to znaczy, lubi pan też o sobie tak myśleć?
- Co też pan znowu o tym lubieniu! Nie rozumiem?
- Mówię o tym, że do wianuszka opisów pod którymi się pan podpisze, dopisałyby pan na przykład: posiadający przenikliwą intuicję.
- A owszem, dopisałbym. Bo to ponownie prawda.
Ostatnie zdanie wykrzyknąłem z takim entuzjazmem, że kilka osób w kawiarni odwróciło głowy w naszym kierunku. Zmieszałem się nieco i żeby nieco przerwać niezręczność skupionej na naszych osobach uwagi, wstałem od stolika.
- Idę zamówić kolejną kawę - powiedziałem do gościa, sam nieco dziwiąc się, po co mu to tłumaczę.
Stojąc w kolejce moje myśli biegały wokół słów intuicja i kreatywność. Spojrzałem ukradkiem na profesora. Siedział dostojnie, zapatrzony w dal. Wyglądał nieco staroświecko w otoczeniu industrialnej kawiarni. Chociaż nie, to nie była staroświeckość, to raczej mieszanka nieuchwytnej oryginalności i dobrego smaku. Z pewnością w nienarzucający się sposób wyróżniał się spośród pozostałych gości kawiarni. Byłem ciekawy jak potoczy się nasza dyskusja, choć jednocześnie dręczyła mnie myśl, o zadaniu które na mnie czeka, a którego właśnie termin sukcesywnie przekraczam przeznaczając czas na pogawędkę z profesorem.
- Bo pan pytał o tę intuicję? - tym razem ja zacząłem pytaniem, zanim jeszcze na dobre usiadłem z filiżanką mojej ulubionej espresso - czemu właściwie mnie pan o to pyta?
- W istocie nie pytam o intuicję. Nie pytam również o kreatywność. Owszem, używam tych słów, ale o wiele bardziej ciekawi mnie pana stosunek do tych słów. Do tych opisów. Aha - tu profesor zawiesił głos, jakby potrzebował czasu na dobranie kolejnego słowa do swojej wypowiedzi - i pan też coś wspomniał o prawdzie, czyż nie?
- A tak, mówiłem, że to prawda, że posiadam przenikliwą intuicję.
- Pan z tą prawdą raczy żartować, tak? Zresztą nieważne. Zatrzymajmy się przy intuicji. Zatem lubi pan tak o sobie myśleć i jak mniemam, chciałby pan być tak postrzegany, to znaczy, aby tak o panu mówiono.
- Już to potwierdzałem - odpowiedziałem z nutką irytacji
- Dobrze. Dobrze. A zatem, jeśli pan pozwoli, to zadam Panu jeszcze jedno pytanie. To będzie ostatnie pytanie i w zasadzie to obiecuję, że się ulotnię.
- Zaraz, zaraz, przecież wspomniał pan, że wynagrodzi moją cierpliwość i że wyjaśni mi pan po co te wszystkie pytania.
- Tak będzie w istocie - odparł ze spokojem.
- No dobra, to jak brzmi to pytanie?
- Czy rozważał pan taką opcję, że emocjonalnie pozytywne asocjacje, jakie płyną z zestawienia słów intuicja i kreatywność, mogą wpływać zakłócająco na pana osąd i rozeznanie, czym owa intuicja oraz kreatywność w ogóle jest?
To co wydarzyło się później można spotkać wyłącznie na kartach książek realizmu magicznego. Gdybym sam tego nie doświadczył, to bym w to nie uwierzył. Zresztą czymże jest to moje doświadczenie?
Wyłącznie historią, którą właśnie czytasz?
Otóż, gdy już zebrałem się w sobie, aby podjąć próbę odpowiedzi na pytanie profesora, sala kawiarni, nabrała przez ułamek sekundy przedziwnych kolorów, jakby żywe kolory przyblakły a na ich miejsce pojawił się księżycowo stalowy posmak. Miałem również przed oczami coś na kształt odblasku, żółtawego, nieco postrzępionego, który przeciął otaczającą mnie rzeczywistość. To trwało dosłownie króciutką chwilę, ale pozostawiło trwały ślad na siatkówce mojego oka, jak powidok po długim wpatrywaniu się w promienie słoneczne. Gdy ponownie mrugnąłem oczami, aby przegonić dziwne zjawisko, zobaczyłem, że obok mnie nikogo nie ma. To znaczy było dwóch gości kawiarni, ale nie było obok mnie profesora. Rozejrzałem się po całej kawiarni w nadziei, że zaraz odnajdę niedawnego rozmówcę. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Profesora nigdzie nie było. Spojrzałem na zegarek i na swój notes. Mijała czternasta, a to oznaczało, że siedzę na kawie już ponad godzinę. Notes, poza jednym zdaniem świecił pustkami. Nic nie zrobiłem z zaplanowanej roboty.
- Ale gdzie do diaska, podział się profesor - pomyślałem i jedocześnie niemalże roześmiałem się na głos do własnych myśli - Taki stary, a taki głupi - ganiłem sam siebie - Profesor! Też mi coś! Zamiast skupić się na pracy odleciałem w miłe fantazje o mądrym profesorze, co to go spotykam w kawiarni i on odmienia moje życie - perorowałem w myślach - Czas się ocknąć, tym bardziej, że już jestem spóźniony na kolejne spotkanie w firmie.
Wstałem od stolika, spakowałem notes i już miałem odchodzić, gdy spostrzegłem na blacie pożółkłą zapisaną kartkę. Nie była moja. Zaciekawiony treścią podniosłem i spostrzegłem ciąg zdawkowych zapisów:
- intuicja to nie irracjonalność
- intuicja to nie objawienia
- intuicja to nie…
W.
a jeśli chcesz być naszym Adresatem i być na bieżąco z tym, co piszemy zapraszamy do naszego bardziej letter niż (news)
Comments