top of page

o potrzebie narzędzi. historia pierwsza. być może jedyna.

Zaktualizowano: 24 maj 2023


Masz podjąć decyzję, czy podać dziecku lekarstwo. Widzisz wypieki na twarzy. Wydaje ci się, że jest rozgrzane a nawet się poci. Według ciebie dziecko prawdopodobnie gorączkuje. Z jednej strony, chcesz dziecku ulżyć obniżając temperaturę, z drugiej nie chcesz podawać leków w nadmiarze na lekką gorączkę. Dodam, że nie jesteś w tej sytuacji sam/a. Jest z tobą ta druga połowa, ta druga, która jest niezbędna, aby ów mały przedstawiciel homo sapiens, w ogóle się na świecie pojawił.

Zatem. Macie podjąć decyzję.

A sprawy mają się tak.

Przykładasz rękę do głowy potomka i stwierdzasz z pewnością:

- Gorączkuje.

Pomiaru dokonuje druga połowa i wyrokuje:

- Eee, nie, nic nie czuje.

Co dalej? Oczywiście termometr. Przecież to obiektywny pomiar. Zmierzycie i będzie jasne. Obiektywny pomiar, jasna odpowiedź. Mierzycie. Wyszło 37,1.

- Aha - wykrzykujesz, owo triumfalne - aha, które w wolnym tłumaczeniu brzmi: szach mat, znowu mam rację.

- Eee - to tylko lekki stan podgorączkowy, ze spokojem tak spokojnym, jak może być tylko spokój twojej połówki.


Zatrzymajmy się chwilkę. Co my tu mamy? Dwa subiektywne pomiary (przyłożoną rękę do głowy) oraz jeden obiektywny[1] - termometr. To, że subiektywne pomiary się różnią, łatwo zrozumieć i wytłumaczyć. Mamy inne odczuwanie temperatury, inaczej o tym odczuwaniu mówimy. Ale czemu różnica jest w odbiorze obiektywnego pomiaru? Przecież wydaje się jasne, że 37,1 widzą obie osoby tak samo.

Czego zatem tu brakuje? Definicji i związanej z nią kryteriów.

Potrzebujemy definicji gorączki.


Wróćmy na chwilę do naszych decydentów.

- Dla mnie to już zdecydowanie gorączka - podejmuje, jedna ze stron - powinno być 36,6 a jest 37,1. Podajemy lek. Zawsze w takiej sytuacji brałem lek obniżający temperaturę i mi pomagało. W dodatku rzadziej chorowałem, bo dusiłem chorobę w zarodku.

- Ale po co, przecież to ledwie 37,1 - w takiej sytuacji wystarczy poczekać i samo przejedzie, bez paniki.

- Ale ja nie panikuje - udajesz, że mówisz spokojnie, choć od spokoju jest już daleko. Coraz dalej.

- No panikujesz - wciąż głosem spokojnie płynnym jak dolewana do ognia benzyna - dopowiada druga połowa.

- Patrz - podtykasz pod połówki nos swojego smartfona - przecież tu masz napisane, że 37,1 to już gorączka.

- Na tej stronie, żartujesz? A widziałeś to? Drugi smartfon ląduje w okolice drugiego nosa - Stoi jak byk, że 37,1 to stan lekko podgorączkowy.

To jak z tą definicją? Dlaczego przeczytali dwie różne definicje? Napewno tego nie wiemy, ale możemy przypuszczać, że pobrali owe definicje z dwóch różnych źródeł. Zasadne jest zatem pytanie, jak dokonali wyboru źródeł. A gdy już dokonali wyboru źródła, to na podstawie jakich kryteriów dali owemu źródłu wiarę. Innymi słowy, skąd wiedzą, że zawarte informacje są godne zaufania, aby na ich podstawie podejmować decyzje.


Zawodowa analogia.

Przyjmijmy na chwilę, że cała powyższa dyskusja toczy się pomiędzy menedżerem a rekruterem. Podejmują decyzję o tym, czy złożyć propozycję pracy kandydatowi.

Przyjmijmy, że zastaliśmy ich w tym samym miejscu, czyli “gdy powołali się na źródła”


Co z tego wynika?

1. Subiektywny pomiar kusi. Jest fajny, słodki i lepki i taki mniamuśny jak twoje ulubione słodycze. Daje radość z samego smakowania. Jest taki twój, taki wychuchany, wycackany, taki właśnie…subiektywny. Z olbrzymimi pretensjami do obiektywności. W dodatku kłopot z nim taki, że niewiele z niego zostaje, gdy porównamy go z innym subiektywnym odczuciem. Okazuje się bowiem, że nawet w pozornie “oczywistych” sprawach, te oczywistości rozpływają się jak wspomnienie słodycze, gdzieś pomiędzy podniebieniem a językiem A potem to już wiadomo. Mdło i wyrzuty sumienia. Więc wszelkie “mnie się wydaje”, “tak czuje”, “ja się na tym znam, bo już miałem takiego pracownika”, to taka rozmowa jak o czekoladkach. Mnie się wydaje, że najlepsza jest z nadzieniem truskawkowym, lubię taką, jadłem ich wiele, więc wiem o czym mówię.

2. Narzędzia zewnętrzne są ok. Pod jednym warunkiem. Zanim je użyjesz zdefiniuj co dla ciebie jest owym ok. A to oznacza, że w rekrutacji zanim zadasz pytanie, określ ile i jakie punkty (waga punktów) przyznasz za odpowiedź. Dlaczego, bo może się okazać, że nawet jak dostaniesz tak precyzyjną odpowiedź, jak dostała nasz para z powyższej historii, czyli 37,1 to wciąż nie będzie jasności, czy to jest ok, czy nie ok.



3. I na koniec rzecz najtrudniejsza. Napracować się trzeba. Pomyśleć. Podumać. Spór może nawet jakiś stoczyć, bo sprawy to oczywiste nie są. Robotę w źródłach bowiem warto zrobić, czyli po pierwsze ustalić, które źródła są dla nas miarodajne, a tu “oferta” przebogata i można się pogubić, jak nie przymierzając brzdąc w sklepie z żelkami na Nowym Świecie w stolicy. Po drugie, jak już miejsce (choć lepiej miejsca) ustalimy, to dalej kotłować się trzeba i sprawdzać, skąd wiedza owa o narzędziach płynie, jak jest uzasadniania i jak się ma do naszego kontekstu. Wszystko to po to, żeby wiedzieć, że 37, 1 to już gorączka. Bo to gorączka, co nie?

[1] obiektywny w tym rozumieniu, że niezależny od mierzącego. ktokolwiek poda termometr, wskaże on obecną temperaturę.

45 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page